Sposób na dziadersa.
W dzień poprzedzający maturę z biologii pojechałam z rodzicami odwiedzić znajomego profesora biologii i jego żonę, która ma doktorat w tej dziedzinie.
Profesor dał mi wtedy kopa na szczęście i radę, która często mi pomagała. Powiedział, że żeby osiągnąć sukces naukowy należy mieć olej w głowie i ołów w dupie, i nie ważne czy tym sukcesem ma być obrona stopnia naukowego, czy zaliczenie X z kolei poprawy kolokwium.
Olej w głowie przydaje się zawsze, natomiast ołów w dupie potrzebny jest do obciążenia w momencie gdy trzeba do czegoś przysiąść i wykuć. I żeby uniewrażliwić się na kopy od życia, które na studiach wymierzane są regularnie.
Studenci często straszą swoich młodszych kolegów przerażającymi prowadzącymi, którzy traktują młodego człowieka jako postać pozbawioną wartości ludzkiej. Rzeczywiście po kilku latach budowania swojej renomy w szkole, przeniesienie się do zupełnie nowego środowiska może byc szokujące. Relacja z prowadzącym jest zupełnie inna niż ta z nauczycielem w liceum. Nie ciągną za uszy, żeby się uczyć, ale też nie próbują wychowywać, co mi się bardzo podobało. Jednak niektórzy mogą się czuć zdezorientowani.
Dobrze jest szybko zrozumieć zasady jakie rządzą nowym środowiskiem i spróbować popatrzeć na to z innej strony.
Zazwyczaj prowadzący nie są tam po to żeby Was nauczyć czegoś pożytecznego, tylko z reguły po to, żeby przekazać wam wiedzę ze swojej, często niszowej dziedziny, którą się zajmują. Bywa,że uczenie studentów to dla nich przykry obowiązek wobec uczelni która umożliwia im prowadzenie badań. Teoretycznie ma to na celu dzielenie się z innymi ''świeżą wiedzą'' ale bardzo łatwo o frustrację np. w momencie gdy ich badania nie są do końca tym co chcieli by robić lub gdy są bezużyteczne, bo i tak bywa. Pieniądze zarabiane na uczelni przez doktorantów i doktorów(bo głównie z takimi ma się doczynienia) też nie są jakieś ogromne, a jednocześnie poświęcają oni dużo czasu i współpracują z bardzo specyficznymi przełożonymi.
Kim są dziadersi, pewnie większość z was wie , a jeśli nie to wytłumaczę to na przykładzie dowcipu ( UWAGA!! SUCHAR!!)
Student zdaje egzamin, nic nie umie. Załamany profesor pyta studenta:
- Czy wie pan kto to jest student?
- No nie - odpowiada egzaminowany.
- To ja panu powiem. To jest takie gówno pływające po jeziorze, które za wszelką cenę próbuje dotrzeć do wyspy zwanej magister.
- A czy pan profesor wie, kto to jest profesor??
- No nie.
- To ja panu powiem. To jest takie gówno, które jakoś ale z trudem dopłynęło do wyspy zwanej magister. Jeszcze z większym trudem, jakimś cudem pokonało drogę do wyspy zwanej profesor, a teraz robi fale, żeby inne gówna nie mogły dopłynąć.
Na każdej uczelni będą się znajdować ludzie, którzy twierdzą, że to czym się zajmują naukowo jest najistotniejsze. Jednocześnie dzięki tytułowi naukowemu mogą być utwierdzeni swojej ekspertyzie na dany temat, a także na wszystkie inne tematy. Bywa, że lubią pokazywać swoją władzę. Dawniej profesor mojego taty kazał studentom przyjechać na poprawę na drugi koniec Polski do Szczyrku, bo właśnie tam był na sympozjum. Albo jeden ze współczesnych profesorów, który potrafi zadzwonić do starosty np. o 23 w piątek lub o 7 rano w niedzielę, mówiąc, że kolejny termin zaliczenia będzie w poniedziałek rano, lub zadawać na egzaminie ustnym pytania odbiegające od dziedziny np. nazwisko proboszcza czyjejś parafii. Bo może.
Ale nie warto psuć sobie zdrowia myśląc o takich ludziach. Bo bez spiny, są drugie terminy, a bywa, że i jeszcze kolejne.Nawet warunek jest dla ludzi. Oczywiście, że są osoby, które będą walczyć o stypendium lub próbować zaliczać wszystko w pierwszych terminach, mam nawet takie znajome. Osobiście uważam, że mają jajniki ze stali, żelazne kobiety.
Mama mi mówiła, że ''jak cię wyrzucają drzwiami to wejdź oknem'', ja dodam od siebie, że trzeba chodzić na poprawy, pisać meila, dręczyć prowadzących o kolejne terminy, dodatkowe punkty, schować swoje poczucie godności na inne okazje i pogodzić sie z byciem śmieciem w oczach niektórych ''ta młodzież jest coraz gorsza, świat idzie ku upadkowi''- powiedzenie stare jak starożytna piramida na ścianie której było to napisane.
Postarać się być jak najbardziej anonimowym śmieciem, na wysypisku jakim jest rocznik. Nie wyróżniać się niepotrzebnym odzywaniem, spóźnianiem, brakiem kultury,a nawet szczególnymi ambicjami. Życie jest wtedy łatwiejsze.
''Jedenaste, nie wychylaj się'' jak to mówi mój tata. Czasem to dotyczy też rzeczy na które nie mamy wpływu... np. na to, że cechujemy się fizjonomią młodej, dość atrakcyjnej dziewczyny. Tak, bywają przypadki niechcianych, czasem nachalnych ''zalotów'' ze strony prowadzących, co też wiąże się z pewnym rodzajem okazywania władzy. Na pierwszym roku zdarzyło mi się uciec z płaczem z jednego z pierwszych kolokwium przy mikroskopie. Stres spowodowany taką formą zaliczenia osiągnął szczyt w momencie gdy odpytający usiadł za blisko mnie.... znacznie za blisko. Rozbeczałam się i obsmarkałam tak , że skutecznie odrzuciło to lowelasa. Na szczeście. Potem i tak zaczepiał inne studentki, chwaląc się jednocześnie na facebooku zdjęciami żony i dziecka. Oblech.
Oczywiście każdy medal ma dwie strony. Zdarza się nadrabianie wyglądem braków wiedzy w mniej lub bardziej subtelny sposób, zwłaszcza jeśli prowadzący jest na to podatny. Zdarzaja się też inne formy cwaniactwa i lenistwa. Trzeba tylko pamiętać, że ludzie, ich cele i priorytety bywają rozmaite. Jesteśmy skomplikowanymi istotami,a studia stanowią niewielki procent w tej układance i to jest piękne.
Żeby nie było, są też prowadzący, którzy są w porządku wobec innych. Rozumieją różne sytuacje, bo sami przecież studiowali. Próbują pokazać coś fajnego i przydatnego. I Starają się tworzyć wokół siebie jak najlepszą rzeczywistość
Trzeba to dostrzegać.
Dodaj komentarz