"Przyjaźń rodzi się w momencie, gdy......
... jedna osoba mówi do drugiej: "Co! Ty też? Myślałem, że tylko ja." [S.C. Levis]
Mam naprawdę świetną grupę na studiach. Od pierwszego roku dzielimy się ze sobą informacjami, notatkami. Każdy każdemu pomaga jak tylko może. Zdarzają się wspólne imprezy. Z czasem ta grupa się rozrosła, bo pozytywne wibracje przyciągają ludzi. Z tego co słyszę od znajomych z innych kierunków, nie jest to oczywiste, często się zdarza, że ludzie się po prostu zwalczają, zwłaszcza, jeśli są to kierunki po których pracuje się zazwyczaj w korpo.
Ale nie u nas. Specyficzne podejście do studenta i długie 5,5 roku przez które jesteśmy na siebie skazani, sprawia, że w momentach kryzysowych ludzie zawieszają swoje personalne spory i podają sobie pomocną dłoń.
Przeciwności losu integrują. Dobrym przykładem jest mieszkanie w akademiku.Tu gdzie teraz jestem jest taki zwyczaj, że akademiki są podzielone wydziałami. Weterynaria dzieli akademik z Zootechniką i Hodowlą, ale zdarzają się mieszkańcy z innych wydziałów. Świeżaków segreguje się razem w pokojach, ale oczywiście można się przenosić jak się napisze podanie(na studiach trzeba pisać dużo podań, o wszystko). Pokoje są zazwyczaj trzyosobowe i jest tam ciasno jak w chowie klatkowym drobiu, ale i tak polecam mieszkanie w akademiku, przynajmniej przez pierwszy rok studiów.
To jest najlepszy sposób, żeby poznać mnóstwo, mnóstwo ludzi. W akademiku znajomości nawiązują się same, wystarczy, że w kuchni czy łazience zagada się do kogoś, a może się zdarzyć, że kilka godzin później będziecie siedzieć w 10 osób w czyimś pokoju i prowadzić Nocne Polaków Rozmowy, przy herbacie, tudzież innych napojach. Można poznać ludzi z podobnych środowisk lub z zupełnie innych krajów czy kontynentów. Miałam współlokatorkę z Birmy( trochę przerażały mnie jej zwyczaje higieniczne i dania), miałam koleżankę z Nigerii, która plotła mi piękne warkoczyki. Można poznać miłość na dłuższy, lub krótszy czas. Bardzo cenię sobie moich znajomych z akademika. Jednocześnie chciałabym przestrzec przed mieszkaniem z przyjaciółką/przyjacielem, bo może się zdarzyć, że po tym doświadczeniu wasza relacja diametralnie się zmieni.
Do zalet mieszkania w akademiku trzeba dodać to, że jest tani i, przynajmniej u nas, mieści się on kilka minut od wydziału i bardzo blisko biblioteki.
Nie prawdą jest to, że w akademiku nie da się uczyć. Większość osób jest z weterynarii i zazwyczaj ludzie z tego samego roku mieszkają razem, wszyscy mają podobne terminy kolokwium i egzaminów, więc rytm naukowo-imprezowy będzie zachowany. Jeśli ma sie to nieszczęście i trafi się wyjątkowo rozrywkowych współlokatorów w pokoju obok, jest jeszcze pokój cichej nauki (Cichacz) lub biblioteka.
Przez pierwsze trzy lata spędziłam naprawdę sporo czasu w Cichaczu, zwłaszcza przed i w czasie sesji. To było trochę smutne, zwłaszcza jak w czerwcowe wieczory słyszało się radosne okrzyki pijanych ludzi pod akademikiem i chętnie by sie do nich dołączyło, ale samo się nie nauczy.
Biblioteka też jest dobrym rozwiązaniem, jest milutko, cicho, jest wykładzina i klimatyzacja. Nie umiem uczyć się w łóżku, bo zaraz idę spać, a w pokoju jest zawsze o jedno mniej biurko niż lokatorów (debilizm). Niektórym może też przeszkadzać zagęszczenie ludzi na metr kwadratowy i to, że nie wszyscy mają jednakowe standardy higieniczne. Ze strony kierownictwa dokuczliwe mogą być niespodziewane próby pożarowe, inwentaryzacje w pokoju lub kontrole czystości i to, że nie można sobie przenocowywac znajomych, bo cisza nocna jest do 22 i do tej godziny ludzie nie mieszkający w akademiku muszą go opuścic( a jeśli już to podanie dzień wcześniej + opłata). Ale mimo wszystko, naprawdę warto doświadczyć mieszkania w akademiku.