Sesyjne marudzenie
Nic mi się nie chce. Miałam się uczyć przed południem do egzaminu, bo na 15 mam dyżur w przychodni (jestem technikiem weterynarii, long story, bro), ale zamiast tego zrobiłam sobie drzemkę. Taką 4 godzinną. Mój mózg sprzeciwia się nauce nieprzydatnych bzdur, a ciekawe rzeczy chłonie jak gąbka.
Z okazji sesji nie obyło się bez dramy na roku. To jest już pewna tradycja. Nie mam pojęcia o czym jest tym razem, wiem, że ludzie z roku obrzucają się nawzajemm tekstwallami finezyjnych zwrotów pełnych pasywnej agresji. I o wszystko obwiniają starostów. Trzeba mieć naprawde masochistyczne skłonności żeby być starostą. Ale wiem, że niektórzy lubią.
Jutro mam 2 egzaminy. Jeden o 10 a drugi o 12. Miały być oba o 10, ale wystosowałyśmy meila, żeby nie był. Przez Erazmusa mam do nadrobienia kilka przedmiotów z 4 roku i mi się nachodzą. O Erazmusie to bym mogła napisac książkę, na pewno będzie jeszcze kilka wpisów. Pojutrze też mam egzamin. Z przedmiotu z którego pisałam 4. termin kolokwium. Na szczęście maszyna losująca % była tym razem dla mnie łaskawa i jestem dopuszczona do egzaminu ( który już w sumie pisałam, i zdałam na 78%, ale się nie liczy, bo nie miałam zaliczonych ćwiczeń.) I tak to się żyje na tej polskiej wsi.