Początki bywają trudne.
Pamiętam dzień w którym jechałam złożyć papiery, nie miałam wtedy dobrego humoru. Towarzyszył mi mój ogromny kolega, który studiuje prawo (pozdrawiam).
Moim planem było posiedzieć pół roku, jechać przez studia jak najmniejszym kosztem energetycznym i zapisać się na poprawę matury, żeby dostać się na medycynę.
I dalej jadę najmniejszym kosztem energii,staram się jak najmniej marnować moją moc przerobową mózgu na nieprzydatne bzdety których się uczymy na studiach (98%), a które sa zupełnie bezużyteczne i denerwujące jak się już wie co się chce robić. Jeszcze na początku studiów miałam z tego powodu wyrzuty sumienia, że nie chodzę na wykłady, że nie staram się być najlepsza, ale mi przeszło. Absolwent na stażu przez pierwszy pół roku/rok dostaje 800zł z Urzędu Pracy jest to 120% kwoty zasiłku dla bezrobotnych. Jeśli pracodawca jet miłosierny to będzie dopłacał stażyście tyle, żeby miał on minimalną. Ale tak naprawdę często przychodnie będą nawet kręcić nosem, żeby przyjąć takiego delikwenta po nic nie wnoszących do życia studiach. Zaoszczędzoną energię i czas można przeznaczyć na inne rzeczy w ramach socializacji lub Sztuki Relaksu o której będzie osobny wpis.
Ale mimo to siedzę tu już V rok, nie wybieram się na żadną medycynę i nie będę poprawiać już nigdy matury, bo to było traumatyczne. Do tej pory miewam koszmary, że znowu chodzę do liceum.